Cudze chwalicie… – Opatów

18 maja – czwartek

Cudze chwalicie…. tak chciałoby się powiedzieć o naszej wycieczce do Opatowa. Już w autobusie okazało się, że nikt z naszej 50 osobowej grupy nie zna miasta i nic lub prawie nic o nim nie wie. Niby blisko, bo cóż to trzydzieści parę kilometrów, ale chyba wolimy dalekie wypady. Opatów, dawniej Żmigród, to miasto z bogatą historią. Lokalizację i prawa miejskie nadał Leszek Czarny w 1282 r. Tu krzyżowały się szlaki handlowe, tu do rozbiorów było miejsce obrad sejmikowych województwa sandomierskiego. Po biskupach miasto stało się własnością magnatów. Wiele dobrego dokonał Krzysztof Szydłowiecki – odbudował i ufortyfikował miasto. Słynna Kolegiata przetrwała zawieruchy dziejowe i dziś urzeka swoim pięknem. Malowidła o treści historyczno – alegorycznej, marmurowe nagrobki rodziny Szydłowieckich z przepiękną płaskorzeźbą „lament opatowski”, gdzie śmierć kanclerza wielkiego koronnego opłakuje 41 postaci, drewniany strop pod chórem z polichromią, motyw wici roślinnej z herbami Łabądź i Odrowąż….
Spacer po rynku pokazał nam bogactwo dziejowe Opatowa – są pomniki i są miejsca pamięci. A grunt pod kamieniczkami systematycznie się zapada. To korytarze i piwnice drążone w lessie z przeznaczeniem na magazyny i schronienie w razie napadów wojennych, a obecnie częściowo udostępnione zwiedzającym.
Piękny jest Opatów. Słynie również ze słodkości. Byliśmy w zakładzie produkującym „krówkę opatowską”. To była słodka część wycieczki, a kawa z ciachem smakowała wyśmienicie.
W drodze powrotnej zwiedziliśmy zamek Krzyżtopór, a właściwie ruiny pałacu w Ujeździe. Zbudowana przez Krzysztofa Ossolińskiego rezydencja pałacowa, otoczona fortyfikacjami bastionowymi, była największą i najwspanialszą budowlą pałacową w Europie przed powstaniem Wersalu. Skomplikowany układ przestrzenny, marmury, szkło, kryształy, lustra, obrazy, szklany strop w sali jadalnej ukazujący pływające egzotyczne ryby pokazywało współczesnym pozycję i bogactwo polskiego magnata. Wieki nie obeszły się łaskawie z tą budowlą – swoją świetnością cieszył się tylko 11 lat. Śmierć Krzysztofa Ossolińskiego to początek upadku majestatycznego pałacu. Spadkobiercy, którzy zmieniali się zbyt często nie potrafili utrzymać pałacu. Potop szwedzki dokonał reszty, chociaż podobno nie zniszczyli murów, rozgrabili i wywieźli wyposażenie wnętrz.
Dziś oczami wyobraźni możemy przenieść się w czas świetności – zobaczyć Krzyżtopór tętniący życiem, młodzieńców z magnackich rodów zabiegających o względy dostojnie przechadzających się księżniczek, króla który gościł w pałacu, usłyszeć muzykę z sal balowych i zobaczyć zajeżdżające karety…….

Dzień pełen wrażeń minął.
Wróciliśmy do rzeczywistości, wsiadając do autobusu któremu zepsuła się klimatyzacja.

Anna Jezierska