28.04.2022 r. godzina 16.00, zbiórka przed Staszowskim Ośrodkiem Kultury. Członkowie SIT „Talent” są gotowi na spotkanie z historią. Nasz główny cel to zwiedzanie Muzeum Tradycji Niepodległościowych Ziemi Staszowskiej w Staszowie, na czele którego stoi kustosz, nasz kolega, Paweł Ciepiela – Kasztelan Chorągwi Rycerstwa Ziemi Staszowskiej, twórca grupy zajmującej się rekonstrukcjami historycznymi.
Panuje ogólna radość i ekscytacja ze wspólnego wyjścia, pogoda sprzyja. Idąc w kierunku ulicy T. Kościuszki, rozmawiamy i zadajemy sobie pytanie: „Co kryje ten mały domek, który dzisiaj otwiera przed nami w arkanach tajemniczości swoje podwoje ?”.
Już za ogrodzeniem powiew bezpieczeństwa dla naszego małego miasteczka. Na niewielkim trawniczku dumnie i zarazem groźnie prężą się dwie armaty z lufami wycelowanymi w kierunku potencjalnego agresora, chcącego zakłócić spokój mieszkańców. Tuż za nimi dwaj przystojni szlachcice witają uniżenie zaproszonych gości. Gospodarz ze znaną jemu szlachecką brawurą w iście kwiecisty sposób wypowiada słowa powitalne. My z kolei podziwiamy zarówno kontusz, jak i żupan, piękno materiału oraz dodatki przynależne XVII -wiecznemu strojowi szlacheckiemu, tj. żupan, pas, baczmagi, spodnie, karabela, kontusz, hajdawery, czapka oraz szabla.
Harmonogram zwiedzania Muzeum ustala przewodnik, w którego wciela się Kasztelan Chorągwi Rycerstwa Ziemi Staszowskiej Paweł Ciepiela. On bezwzględnie zna wszystkie zakamarki, tajne przejścia muzeum oraz historie towarzyszące wielu eksponatom. Kustosz zarządza podział na grupy 10-osobowe, co ma swoje uzasadnienie, o czym po chwili się przekonujemy.
Już w wąskim korytarzyku na ścianach podziwiamy dyplomy, podziękowania oraz fotografie z głowami państwa polskiego, zarządzających naszym krajem począwszy od 90.lat XX wieku. W gabinecie pana mecenasa otwieramy usta ze zdumienia. Wystrój to przekrój epokowy, począwszy od średniowiecza do głębokiego PRL-u, każdy zakątek wykorzystany, ale tu… Pozostawimy głęboki niedosyt dla czytających, celem osobistego odbioru tego ciekawego miejsca. Pojedynczo przechodzimy do XIX – wiecznego saloniku mieszczańskiego. Na środku, tak jak w tym okresie meblowano, duży dębowy stół z samowarem carskim (tylko wody gospodarz zapomniał wlać i nie mogliśmy raczyć się herbatką z ćmielowskiej porcelany). Podziwiamy rodzinne fotografie, o których to koligacjach opowiada nam oprowadzający. Biała broń porozwieszana na ścianach budzi wiele pytań, ciekawość oraz strach czy przypadkiem nie zostanie w nieoczekiwanym momencie użyta celem rozweselenia zastygłego z podziwu „towarzystwa”. Od wymienianych nazw tj. XVII – wieczną wiwatówkę, moździerze, repliki hakownic, piszczeli, sztucerów, kręci się nam w głowie dosłownie i przenośni, ale głowami kręcimy wokół, gdyż z szybkością pocisków pistoletu maszynowego przekazywane nam są historie i znaczenie użytkowe przedmiotów dokumentujących życie codzienne mieszkańców XVIII i XIX – wiecznych dworów.
Przez współczesną kuchnię przechodzimy w głąb. Znajdujemy się w pokoju myśliwskim, o czym świadczą także akcenty współczesne związane z licznymi podróżami naszego kustosza. Skóry, poroża, czaszki (na szczęście zwierząt), przeplatają się z galerią fotografii bohaterów II wojny światowej.
Tylko zbroja rycerska biorąca udział w rekonstrukcji bitwy pod Grunwaldem, jakby zapomniana, stoi smutna przy drewnianych schodach wiodących nas dalej na piętro. Oj, kustoszu! Chyba trzeba o nią bardziej zadbać- gdyż niejeden krzyżacki cios miecza i topora odparła.
Wspinając się po drewnianych, dębowych schodach, skrzypiących charakterystycznie, podziwimy na ścianach galerię obrazów. Przed oczami przewijają się nam scenki rodzajowe oraz martwa natura, a także pejzaże. Wchodzimy do kolejnych pokoi oglądając bogatą ekspozycją szaf, komód i sekretarzyków… który to wiek… tego niedosłyszeliśmy, może druga grupa. Szczególną uwagę przykuwa sypialnia z wielkim łożem, kwiecistym materacem i skompletowanymi poduchami w tej samej materii. Białe rokokowe łoże budzi zachwyt i jakieś sugestie, o których recenzentce nic nie wiadomo, gdyż co innego przyciągało uwagę. A mianowicie zróżnicowany zbiór książek w sypialnianej biblioteczce. Na tle książek duże zdjęcie przystojnego mężczyzny… To jakiś aktor? –pytamy. Ależ skąd, to nasz kasztelan, o kilka lat młodszy, a tym samym i skromniejszej postury.
Wydaje nam się, że to koniec zwiedzania, ale nic mylnego. Oprowadzający przestawia teraz grupę, ustawia w szeregu i nagle ku naszemu zaskoczeniu rozkłada drabinę prowadzącą na strych, aby z zachowaniem wszelkich zasad bezpieczeństwa BHP wejść kolejno do następnej przestrzeni ekspozycji muzealnej zapełnionej … Ale o tym cicho sza, kto zainteresowany niech po bilecik do muzeum gna i tego samego podziwu dozna.
Po zwiedzaniu, tak jak było zaplanowane, siadamy pod kolumnami muzeum przy przygotowanych stołach i stojącym w zasięgu ręku grillu. Cieszymy się wspólnymi doznaniami i niekończące pochwały w kierunku gospodarza wznosimy… tylko cynowych kielichów brak…. Ale te z pewnością są elementem dekoracji i wystroju ekspozycji muzealnej, na którą to gospodarz szarmancko niedowiarków zaprasza.
Korzystając z gościnności gospodarza, SIT „Talent” zorganizował drugą wizytę do prywatnego muzeum. Na prośbę osób, które nie mogły uczestniczyć we wcześniejszym spotkaniu dość duża grupa „talentowiczów” udała się tam 30 maja.
Autor: Agnieszka Ździuch