Koń. Od wieków służący człowiekowi. Bać się go, czy z ufnością doń podchodzić? Na to pytanie, myślę, że otrzymamy odpowiedź w czasie wizyty w Stajni” Mam Pasję” u p. Beaty Skowrońskej.
6 czerwca spotkaliśmy się przed Staszowskim Ośrodkiem Kultury, by spokojnie, spacerkiem, przy pięknej słonecznej pogodzie, realizując program „Moje Hobby”, iść na spotkanie z końmi. Zarząd SIT zaplanował także ognisko z kiełbaskami, więc popołudnie zapowiadało się ciekawie i wesoło.
Na miejscu naszym oczom ukazał się parkur i młodzi jeźdźcy w bryczesach, butach do konnej jazdy i w kaskotoczkach na głowie. Z jakim wdziękiem konie się poruszały, a jeźdźcy wraz z nimi delikatnie unosili się w siodle. Potem skoki. Tu już widać, że jeździec i koń muszą stanowić jedno. To jeździec podrywa konia do skoku, to on musi wykonać perfekcyjny dojazd do przeszkody. Było na co patrzeć.
Pani Beata odpowiadała na nasze liczne pytania. Dowiedzieliśmy się, że konie to rodzinna tradycja, swą stajnię prowadzi 8 lat, a w niej szkółkę rekreacyjną z jazdą dla początkujących. To nie tylko pasja, to wręcz miłość do koni każe pani Beacie mieć „oko” na wszystko. To setki spraw: harmonogramy, terminy, nadzór, zaopatrzenie, a jest przecież matką i żoną. Dzielnie pomaga jej mąż, Dorota Stachurska oraz wolontariusze. Pasze dla koni produkują sami, bo to taniej i jest pewność, że jest dobra.
Zwiedziliśmy stajnię, gdzie każdy koń ma swój boks z wywieszką ze swymi danymi. Chętnie wystawiają głowy, by je pogłaskać lub czekają na przysmak – suchy chleb (naprawdę suchy, pękający w dotyku), jabłka lub marchewkę. Gładziliśmy aksamitne pyski Kuby, Akcenta, Delfina, Dramata, Awiatorki, Horneta, Buni…. To konie szlachetne pół krwi. Jest ich 13. Zainteresowanie jeździectwem jest duże, dlatego właścicielka myśli o powiększeniu stajni i rozszerzeniu usług. Wybudowana kryta hala – ujeżdżalnia podczas złej pogody pozwala na prowadzenie zajęć. Jej podopieczni biorą udział w rajdach i pokazach. Są oklaskiwani, podziwiani i nagradzani. Nagroda dla konia to kotylion zapięty z lewej strony uzdy, a dla jeźdźca medal, dyplom, puchar i akcesoria do pielęgnacji konia.
Oczywiście, potrzebna jest opieka weterynaryjna i opieka kowala. O ile z tą drugą nie ma problemu, bo wuj jest kowalem, o tyle z weterynarzem od dużych zwierząt jest problem. Pani Beata ma bogatą apteczkę i sama potrafi tuż po zaobserwowaniu niepokojących objawów zaaplikować zwierzęciu lek. Wszak pochodzi z rodziny „koniarzy”. Mieliśmy możliwość wsiąść na konia i poczuć nutkę adrenaliny w zetknięciu z tak dużym zwierzęciem. Było cudnie – wrażenie niesamowite!
Pani Krysiu, dziękujemy za zorganizowanie tak miłego popołudnia. A czy bać się konia? Myślę, że przy instruktorze można bez lęku podchodzić do tych pięknych, dużych, mądrych zwierząt, ale od innych lepiej trzymać się z daleka.
Anna Jezierska