Jak zwykle z wielką starannością p. prezes SIT –u Krystyna Bednarska zorganizowała
wycieczkę do Ojcowa i Tyńca.
Miejscowości te znajdują się na tzw. Szlaku Orlich Gniazd w malowniczej Dolinie Prądnika na terenie Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Wyjazd wczesny bo już o 6-ej ale nikt nie marudził.
Ojcowski Park Narodowy najmniejszy i najmłodszy w Polsce przywitał nas ciszą. Gro wycieczek miało się zjawić później – byliśmy jednymi z pierwszych.
Perełka architektoniczna to renesansowy Zamek w Pieskowej Skale będący elementem w łańcuchu fortyfikacyjnym szlaku z Krakowa na Śląsk. Zbudowano go za sprawą króla Kazimierza Wielkiego, który na cześć swego ojca Łokietka nazwał go Ociec u Skały.
Przewodnik wskazywał nam najciekawsze i najpiękniejsze miejsca – Kapliczka na Wodzie, Ostańce czyli charakterystyczne dla Jury białe skałki wapienne o fantastycznych kształtach jak Maczuga Herkulesa, Igła Deotymy, Brama Krakowska, Rękawica i wiele innych.
Będąc w Grocie Łokietka przewodnik przypomniał nam historię jeszcze nie króla, ale księcia Łokietka, który w grocie ukrywał się przed czeskim najeźdźcą.
Ze Źródełka Miłości mogliśmy zabrać ze sobą wodę o magicznej mocy jak wskazuje na to nazwa.
Obiad to był czas odpoczynku, bowiem trasa jak i wysoka temperatura powietrza dały nam się mocno we znaki.
Autokarem przemieściliśmy się do Tyńca znanego głównie dzięki klasztorowi benedyktynów z X Iw. Po klasztorze oprowadzał nas przewodnik . Zaznajomił nas z regułą klasztorną i z historią. Reguła chyba nie tak surowa bowiem kandydaci mają 5 lat czasu na podjęcie ostatecznej decyzji przed złożeniem ślubów wieczystych.
Zgodnie z sugestią przewodnika wybraliśmy się na nieszpory by usłyszeć Chorał Gregoriański oczywiście po łacinie w wykonaniu 35 mnichów. Wrażenie niesamowite. Chorał to więcej niż śpiew i modlitwa. To ukojenie dla zmysłów. To dostojeństwo, szlachetność i wyciszenie. Można zatracić się w słuchaniu.
Pobyt w muzeum, zjedzenie ciacha i wypicie kawy w kawiarence to też nieodłączny element pobytu na dziedzińcu klasztornym. Rzut oka na leniwie płynącą poniżej Wisłę, zejście na przystań i odpoczynek w cieniu zakończył nasz pobyt w Tyńcu.
Zmęczeni ale radośni, że daliśmy radę ruszyliśmy w drogę powrotną. Jesteśmy „nie do zdarcia” bowiem nikt nie pamiętał o zmęczeniu ochoczo śpiewając.
Brawo dla organizatorki – wróciliśmy dokładnie w przewidywanym czasie o 21.30.
Autor: Anna Jezierska